
tel./fax (0048) 75 76 76 470
www.euroregion-nysa.eu
biuro@euroregion-nysa.pl
Rozmowa z Heinz'em Eggertem
Szanowni Państwo,
jednym z trzech „ojców założycieli” Euroregionu Nysa był pastor z Oybin, ówczesny landrat powiatu Zittau Heinz Eggert. To on, wraz z wojewodą jeleniogórskim Jerzym Nalichowskim oraz primatorem Liberca Jiřim Drdą, zainicjowali i przeprowadzili konferencje założycielską, która przeszła do historii pod hasłem „Dreiländereck” (Trójkąt Trzech Krajów), a która odbyła się w dniach 23-25 maja 1991 r. w Żytawie (Zittau).
Dziś Heinz Eggert, emerytowany już minister rządu saksońskiego, były deputowany z ramienia CDU do Landtagu Saksonii to ciągle aktywny, popularny w Niemczech publicysta i komentator polityczny. Jako teolog nieraz prezentuje interesujące poglądy, nie tyle związane z bieżącą polityką, co odwołujące się do ogólnych kanonów aksjologii, problemów egzystencjalnych i humanizmu. Na tereniu Euroregionu Neisse-Nisa-Nysa jest niewątpliwie jednym z tych autorytetów i myślicieli, których opinie warto poznawać. Dodajmy też, że jest on rzadkim modelem polityka, stale otwartego na żywy kontakt z współobywatelami. Zresztą nie tylko z rodakami. Mieliśmy okazję przekonać się o tym także tu, w Jeleniej Górze, gdy kilka lat temu wziął udział w jeleniogórskim Biurze Wystaw Artystycznych w publicznej dyskusji pod hasłem „Porozmawiajmy jak Niemiec z Polakiem”.
Dziś proponujemy Państwu poznanie Heinza Eggerta w rozmowie przeprowadzonej z nim przez informacyjny portal internetowy „Südkurier” z okazji 25 rocznicy obalenia muru berlińskiego.
Polecamy Państwu tę lekturę!
Biuro SGP Euroregionu Nysa
* * *
„Możemy być dumni“
Najpierw był obrońcą praw obywatelskich, potem ministrem spraw wewnętrznych Saksonii. W swoim domu w Oybin Heinz Eggert tłumaczy, dlaczego sukces określany hasłem „Jedność Niemiec” jest czymś więcej niż tylko grą liczb.

Człowiek o własnym zdaniu: Heinz Eggert w swoim domu w Oybin. Miejscowość leży tuż przy granicy z Czechami. Tutaj Eggert zaangażował się kiedyś jako obrońca praw obywatelskich, potem poszedł w politykę, dziś pracuje w hospicjum.
Zdjęcie: Margit Hufnagel
Panie Eggert, czy (gdy mówimy o Niemczech - red.) jest jeszcze „wschód“, czy różnice już się zacierają?
Pewna pani z Drezna niedawno mi opowiedziała, że będąc z wizytą u krewnych w Oberhausen (zachodni land Północna Nadrenia-Westfalia – red.) powiedziała do nich: Przecież u was wygląda tak, jak kiedyś u nas na wschodzie.
Przez odbudowę wschodu napłynęła tutaj masa pieniędzy, dzięki czemu można było zachować i pielęgnować stare budownictwo. Dlatego nasze miasta wyglądają czasem trochę przyjemniej niż te na zachodzie. Też dlatego, że u nas nie popełniono różnych grzechów budowlanych lat 70-tych. My mogliśmy odbudowywać ostrożniej. Sądzę, że to składa się na krajobraz wschodu. Ale to jest fasada, której nie wymyślono tylko na wschodzie, to trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć. Za tą fasadą kryje się 25 lat kłopotów, które między naszym „wschodem” i „zachodem” stanowią różnicę. Wielu myślało, że po zjednoczeniu będą wreszcie zarabiać takie pieniądze, jakie im się należą i kupować, co chcą. A potem zamykano zakłady – i to bardzo szybko.
Wprawdzie z wielką wdzięcznością myślę o tym, że w 1989 roku, w tych niesłychanie trudnych czasach, dzięki Bogu, nie polała się krew. Ale ludzie na wschodzie, w imię tej niemieckiej jedności, musieli dokonać olbrzymiego wysiłku i przestawienia się, bo z dnia na dzień wszystko się tu zmieniło. Formularze, ubezpieczenia, praca, kasa chorych oraz znacznie więcej. To odciska głębokie piętno.
Czy moglibyśmy powiedzieć, że w 25 lat po upadku muru jedność już się dokonała?
Co znaczy dokonała się? Jeżeli pojedzie Pani na północ Niemiec, i w jej zachodniej części porozmawia Pani z ludźmi w małych miastach, to oni powiedzą: my już od dziesięcioleci przywykliśmy, że nasze dzieci przeprowadzają się na południe, ponieważ tam znajdują lepsze warunki pracy i możliwości studiowania. Że ktoś, kto pracuje tu w branży motoryzacyjnej, nie zarabia tyle, co ten, który pracuje w Stuttgarcie czy nad Jeziorem Bodeńskim. Wkrótce nie będziemy mówić o przepaści między wschodem a zachodem, lecz między północą a południem.
Czy nie jesteśmy zbytnimi pesymistami?
To, czy jedność postrzega się jako udaną, zależy także z pewnością od osobistych oczekiwań. Ja nie byłem za niemiecką jednością tylko dlatego, żebym mógł sobie na więcej pozwolić, czy więcej kupić. Byłem za niemiecką jednością, żeby młodzieży w szkole było wolno wyrażać swoje poglądy polityczne i mimo to zdawać maturę. Żeby ludzi o innym myśleniu politycznym, niż to państwowe, nie zabierała służba bezpieczeństwa. Żeby do młodych ludzi, chcących zobaczyć kawałek świata, nie strzelano na granicy. Żeby istniała niezależna prasa, nawet jeśli czasami bywa mierna. Demokracja nie jest wprawdzie do końca ukształtowana, ale samowola państwa została zniesiona.
Dla innych, którzy w NRD prowadzili względnie dopasowane życie - którym nie chcę z tego powodu robić wyrzutów, bo w dyktaturze dopasowanie się jest najwyższym nakazem - ważne było kupno nowego samochodu i ładne urządzenie mieszkania. Bo nie wszystkie marzenia dojrzewają kwiatami. Ale jeśli poważnie zapyta Pani tych ludzi, czy chcą powrotu do poprzedniego stanu, to zaprzeczą. Nawet osoby na zasiłku dla bezrobotnych, które nie mają lekko, mamy ich tutaj w okolicy całe mnóstwo, mieszkają dziś w mieszkaniach, na które za czasów NRD nie mogliby sobie pozwolić. Wszyscy korzystamy z systemu opieki zdrowotnej, którego nie mieliśmy za czasów NRD. Mieszkamy dokładnie przy granicy polsko-czeskiej i mam bezpośrednie porównanie, czego dokonano w tych krajach po 25 latach, a czego u nas. Ludzie mogą na kolanach dziękować Bogu, że żyją w tych warunkach. Przy wszystkich deficytach, jakie z tej transformacji wynikły.
Mimo to w sondażach nastroje na wschodzie są zawsze gorsze niż na zachodzie.
Nie wierzę w to, znam te sondaże. Brzmią mniej więcej tak: Jak się Pani powodzi? Źle. Bogaci stają się coraz bogatsi, biedni coraz biedniejsi. A jak radzi sobie Pani osobiście? Osobiście wiedzie mi się dobrze. Myślę, że oczekiwania w 1989 roku były bardzo duże, może zbyt duże. Mieszkańcy wschodnich Niemiec myśleli sobie: no fajnie, teraz wprowadzą markę zachodnio-niemiecką, a wszystko inne pozostanie jak dotychczas: bilet tramwajowy 20 fenigów, mieszkanie 30 marek. Zaś mieszkańcy landów zachodnich myśleli, no fajnie, coś nam przybędzie, a dla nas nic się nie zmieni.
Przynajmniej dla Niemców zachodnich to wyobrażenie się spełniło.
Oprócz pieniędzy. Ale poza tym to Niemcy wschodni wykonali robotę.
Czy należało mniej inwestować w ładne fasady a więcej w ludzi?
Początkowy okres przemian był niesamowicie szybki. To nie był czas na, być może konieczne, dyskusje. Było mało czasu na mówienie ludziom, że nie muszą mieć kompleksu niższości, że dokonania ich życia takimi pozostaną i zachowają swoją wartość, nawet jeżeli realizowali je w czasach dyktatury i nie przełożyło się to na stan ich konta.
Czy wyhamowanie zmian gospodarczych mogło pomóc?
Helmut Kohl opowiadał mi, że siedział razem z Gorbaczowem a ten go zapewniał, że jeszcze długo będzie utrzymywał stosunki handlowe z byłymi zakładami NRD. Kohl powiedział: w takim razie musielibyśmy wprawdzie nadal ponosić spore koszty, ale nie byłoby szybkiego załamania zakładów, tylko moglibyśmy prowadzić powolną restrukturyzację. Krótko po tym nie było to już w ogóle możliwe, ponieważ Związek Radziecki rozpadł się.
A jeszcze do tego ludzie na wschodzie sami chętniej kupowali tanie rzeczy z zachodnich supermarketów, niż swoje produkty regionalne. Zachód po 1945 roku dokonał względnie szybkiego rozwoju gospodarczego, ale to tylko dzięki pieniądzom Amerykanów. Zaś rozwój demokracji, dyskusja socjokulturowa etc. tam, na zachodzie Niemiec, zaczęły się rozwijać dopiero w latach 60-tych, 70-tych. Dlatego, jeśli się teraz zastanowić i uświadomić, że ten skrawek ziemi, nie zaznał w latach 1933 - 1989 fazy demokratycznej, to właściwie można tylko z dumą stwierdzić, że etap nadrabiania wielkich zaległości dobrze nam się udał.
Czy istnieje jeszcze ta, tak często przywoływana, wschodnioniemiecka solidarność?
Na wsi ludzie trzymają się tak samo razem jak wcześniej. Jak przyjdę do kogoś, to wypiję z sąsiadem piwo i tak samo było, jak byłem ministrem. W dużych miastach bywa trochę trudniej. Zależy gdzie się żyje, jak długo mieszka się w danym domu. Ale to, że w NRD ta solidarność miała być większa, to zgadza się tylko częściowo. Wśród przyjaciół panowało niezwykłe ciepło, myśleliśmy podobnie, mogliśmy ze sobą rozmawiać. To było właśnie to ciepło ruchów obywatelskich, którym się wzajemnie darzyliśmy. Inne, dość specyficzne dobro którego także doświadczaliśmy, wynikało z biedy. Ludzie trzymali się po prostu razem, jeden mógł załatwić opony do samochodu, inny miał to czy tamto. Ale tego ciepła nie było więcej w NRD. Kto tak twierdzi, jest w błędzie.
Jak ocenia Pan udział ruchów obywatelskich w przemianach politycznych? Helmut Kohl widzi przyczyny przede wszystkim w załamaniu gospodarczym.
Ruchy obywatelskie dokonały jednego, czego nie można im odmówić: z niesłychaną odwagą poruszały tematy, co dla jednostki byłoby jeszcze bardzo niebezpieczne. Sprawiały iż ludzie tracili to, czego dyktatura potrzebuje do swojego istnienia: strach.
Można sądzić o Helmucie Kohlu, co się chce. Ale w tamtej sytuacji to był właściwy człowiek. Kohl widział, że to był gospodarczy koniec Gorbaczowa. Sowieci doświadczyli głodowej zimy, a Kohl był gwarantem, że Gorbaczow dostanie pieniądze z Banku Światowego. Gorbaczow bardzo dobrze o tym wiedział. Między innymi dlatego rok 1989 minął tak pokojowo. Gdyby wtedy jakiś Niemiec został zastrzelony przez Rosjanina, nie byłoby pieniędzy.
Zastanawiam się, co Oskar Lafontaine osiągnąłby w tym czasie swoją dyplomacją. I jak pomyślę, że bylibyśmy dzisiaj w ręku Władimira Putina…
Czy rewolucja nie byłaby wtedy możliwa bez kościołów, bez duchownych?
Kościół był parasolem ochronnym. Gdyby go nie było, ludzie byliby zgarniani z ulicy lub aresztowani w mieszkaniach za udział w zbiegowisku. Rząd NRD rzadko ważył się robić to w kościołach. Dlatego przychodzili do nas wierni, ale także ci którzy nie mieli nic wspólnego z kościołem i z wiarą. Nikt też nigdy ich o to zresztą nie pytał. Decydowało pokojowe myślenie o lepszej przyszłości.
Skąd ludzie czerpią siłę do obrony w tak autorytarnym systemie?
Często jest tak, że nie angażują się dla samych siebie, ale dla innych. Poza tym zawsze są ludzie o niezwykłym poczuciu sprawiedliwości, którzy potrafią oprzeć się władzy. To w ogóle jest pierwsze, co trzeba zrobić. Trzeba oprzeć się władzy. Nie jest to łatwe. Trzeba wiedzieć, że stawiając opór nie zrobi się kariery. Trzeba wiedzieć, że na tym nie zrobi się pieniędzy. A mimo to podążać własną drogą. Mieliśmy wtedy najbardziej inteligentnych cmentarnych ogrodników. Nigdzie nie mogli znaleźć pracy, więc my zatrudnialiśmy ich na cmentarzu. Niedawno zagadnęła mnie pewna młoda, 26 letnia, kobieta: właściwie trzeba Panu podziękować że miał Pan wtedy tę odwagę, ja przecież dzisiaj z tego żyję. Wcale mi o to nie chodzi, żeby nam dziękować.
Ale czego nie należy robić, to patrzeć na proces zjednoczenia tylko z ekonomicznego punktu widzenia. Kto to robi, to najzwyczajniej niesprawiedliwie ocenia tę niezwykłą odwagę obrońców praw obywatelskich z tamtych czasów. Obojętnie, gdzie i w jakich partiach oni są dzisiaj, czy odnieśli sukces, czy nie. Bo to ich odwaga była biletem wstępu do jedności.
Tłumaczenie: Piotr Jankiewicz
Opracowanie redakcyjne: Jacek Jakubiec
Kontakt:
Heinz Eggert
Minister w stanie spoczynku
Prezydent Stowarzyszenia Akademia Radiowo-Telewizyjna Niemiec Środkowych
Academy for Television and Broadcasting Central Germany
02797 Kurort Oybin
Jonsdorfer Straße 2
035844 70281
0172 3515742
oybin@t-online.de
und weil immer gelesen werden muss:
http://kostblog.de/category/heinz-eggert/
und auch gesehen:
http://www.oberlausitz-digital.de